sobota, 31 grudnia 2011

Koncert

Są dni i noce, które warto wspominać. Dzisiaj Sylwester, więc wyjątkowa to noc, być może do wspominania.
Długo się zastanawiałem co wrzucić...i przypomniałem sobie o pewnej nocy sprzed pół roku dokładnie, bo z końca czerwca...Sewilla, północ, a może już po...nie pamiętam...wracaliśmy po całym dniu zwiedzania i po całym wieczorze maratonu barowego (vino, tapas y flamenco). Idąc przez przez Calle San Fernando od strony Puerta de Jerez i Archivo de Indias na wysokości Uniwersytetu usłyszeliśmy...no nie uwierzycie...Chaczaturiana... Ja owszem nie ukrywam, piłem, owszem piłem, ale mało, bo z dzieckiem byłem...ale się przez sekundę głęboko nad sobą zastanowiłem...no bo Sevilla, owszem, a tu w uszach Walc z Maskarady (może lepiej niż Taniec z Szablami...)...jak dotarliśmy do przystanku tramwajowego poczułem się jeszcze gorzej...bo na przystanku na pianinie grała, koncertowo ubrana, pianistka...rozumiem białe myszki...ale pianistka w krwawoczerwonej sukni i kapeluszu...? Uratowało mnie jak to w takich historiach bywa dziecko...kochany Staś, który zapytał: A dlaczego ta pani gra na przystanku? Poczułem się od razu zdrowszy i nawet nieco eufotyczny, bo przecież dziecko nie piło wina tylko coca-colę (czort znajet co gorsze...), więc TA KOBIETA NA PRAWDĘ TAM JEST I GRA! I na prawdę to jest Walc z Maskarady! I coraz więcej ludzi się zebrało i nawet najskąpsi coś wrzucili do koszyczka "rowerka" i...
... i słuchali...


...słuchali...


...słuchali...


...zasilali pieniężnie "rowerek"...


...a czerwonopłomienna pianistka grała....


...grała...


nawet kiedy tramwaj przyjechał, nie przestała...


...do tramwaju i tak nikt nie wsiadł, chociaż był ostatni...a jak odjechał

...to myśmy dalej słuchali i słuchali...i na koniec poszliśmy do domu pieszo. A motorniczemu musiało być na pewno żal, że ma się trzymać rozkładu jazdy...

Udanego Sylwestra wszystkim życzę!
I...uważajcie z nadmiarem coca-coli...

KONIEC...ROKU :-)

czwartek, 29 grudnia 2011

Kędy chadzał Dominikos...

a właściwie Δομήνικος Θεοτοκόπουλος


środa, 28 grudnia 2011

No i...

...co się pan tak gapisz?


poniedziałek, 26 grudnia 2011

niedziela, 25 grudnia 2011

Świątecznie


Cześć Ojczyzno!
Idą Święta!
Czy Ojczyzna to pamięta?
Jakie Święta te bywały w latach dawno skamieniałych.
W latach chłodu, głodu wojny.
W latach, później tak pokornie już spokojnych.
Ile marzeń i wyrzeczeń trzeba było dla tych paru zwykłych świeczek?
Dla pokoju tu i wszędy, dla choinki, dla kolędy?
Ile schodów i zachodu trzeba było żeby z lodu
wyjąć serce i ośmielić,
by codzienny Anioł Smutku się rozkleił 
i uśmiechnął się w największej nawet biedzie.
Czy Ojczyzna to pamięta?
Tak?
Dziękuję, tylko tyle chciałem wiedzieć.

/z Poniedzielskiego/


sobota, 24 grudnia 2011

Spacerkiem w wigilię...

Poszedłem po chlebek, ale przy okazji wziąłem aparat Zorka 5 i zrobiłem kilka zdjęć:
Taką pogodę mamy dzisiaj w Talaverze przed wigilią...









To był dom na uboczu...

...niemal poza wsią. Nie żadna Plaza Mayor...


Dom za ostatnim zagonem rzepy...
Ale oni trafili...kto chce to trafi...



piątek, 23 grudnia 2011

Panie Policjancie!

A ładnie to tak kurzyć cigarieta w pracy?


wtorek, 20 grudnia 2011

Warszawa rok temu...

była zdecydowanie zimowa.
(tylko te foty mi się zachomikowały w telefonie...stąd problemy z front-focusem, jakby powiedział Simon)




poniedziałek, 19 grudnia 2011

...

Szkoda Havla...i Cesarii...




niedziela, 18 grudnia 2011

sobota, 17 grudnia 2011

Casa de Conchas

Salamanca. Niegdysiejszy właściciel odbył pielgrzymkę do Santiago de Compostela i nie omieszkał się tym pochwalić przed wszystkimi...malowniczo mu to wyszło.


piątek, 16 grudnia 2011

czwartek, 15 grudnia 2011

środa, 14 grudnia 2011

poniedziałek, 12 grudnia 2011

sobota, 10 grudnia 2011

Francisco...

de Orellana, a właściwie Francisco de Orellana Bejarano Pizarro y Torres de Altamirano krewny innego Francisca - Pizarro, zdobywcy Peru. Karierę zaczął wcześnie, bo do Indii Zachodnich popłynął już w 1527 czyli mając 16 lat. Z początku próbował sił na terenach dzisiejszej Nikaragui, ale w 1535 zwabiony opowieściami o złocie Inków przyłączył się do Pizarra. W jednej z bitew stracił oko.
W 1541 pod wodzą Gonzalo Pizarro, młodszego brata Francisca wyruszył przez Andy szukać legendarnego EL DORADO - złotej krainy, która od zawsze rozpalała wyobraźnie biednych Hiszpanów z Extramadury. Co ciekawe Hiszpanie najczęściej piszą, że powodem wyprawy była konieczność zbadania wodnego połączenia wysoko położonego Peru z Oceanem Atlantyckim...nie dodają tylko, że chodziło o możliwość łatwego i szybkiego transportu zrabowanego Inkom złota do Hiszpanii...ale się nie czepiamy szczegółów...jakby nie pisać, chodziło o kasę.
Po przebyciu Andów, odparciu ataków niezliczonych indiańskich plemion, dotarli do amazońskich lasów, jeszcze wtedy nie znanych żadnemu "Grinpisowi " jako amazońskie tylko nazywanych Selva. No i wtedy zaczęły się schody, bo okazało się, że: po pierwsze wdzianko hiszpańskiego konkwistadora nijak do okoliczności nie pasuje (skórzane kaftany, pancerze, hełmy i grube podkute buty....to tak jakby dzisiaj ubrać się w strój do szermierki i spędzić pół roku w saunie), a po drugie rzecz banalna, żarcie się skończyło.
Z Quito wyruszyło 223 żołnierzy w charakterystycznych, półkolistych hełmach, półpancerzach, uzbrojonych w ciężkie arkebuzy oraz 4000 towarzyszących im Indian...do dorzecza rzeki, dzisiaj zwanej Amazonką, dotarło tylko 140 białych i 1000 Indian...znamienne.
I tu dopiero się historia zaczyna....
Człowiek widoczny na tym skromnym pomniku, stojącym przy małym placyku na wprost wejścia do romańskiego kościoła Santa Maria la Mayor (calle Alhamar w Trujillo prowincja Caceres) dostał polecenie zdobycia jedzenia od lokalnych plemion jakoby mieszkających w dole rzeki, o których wspominali indiańscy przewodnicy. 26 grudnia 1541 roku wraz z 57 ludźmi Orellana wsiadł na łodzie i popłynął. Opowieści Indian okazały się prawdziwe i faktycznie w dole rzeki spotkali przyjaźnie nastawione plemiona, które dostarczyły im jedzenia i zapasów (czy dobrowolnie tego nie wiem i czy zapłacili też mi nie wiadomo). Niestety okazało się, że nurt jest zbyt silny, by płynąć w górę rzeki i po kilku nieudanych próbach postanowiono zbudować brygantynę (taka trochę większa łajba) i płynąć z prądem...jak postanowili, tak zrobili...statek nazwali Victoria i płynęli, płynęli zaliczając kolejne przygody, grzebiąc kolejnych companeros aż po ośmiu miesiącach dokładnie, 26 sierpnia 1542 roku zobaczyli Ocean...

I w ten sposób, przez przypadek, jak to w życiu bywa, Franciszek został pierwszym białym, który przepłynął Amazonkę, która to wtedy została nazwana Rio Orellana a Amazonką stała się znacznie później...
I wiele trzeba, żeby zdobyć sławę i zostać sławnym odkrywcą? Wystarczy być leniwym konkwistadorem, któremu się nie chce wiosłować...



Zawsze będąc w Trujillo, miasteczku, w którym się urodził on i wielu innych sławnych konkwistadorów, zachodzę pod pomnik Francisca żeby sobie popatrzeć...i zastanawiam się, czy to twarz mordercy, czy doświadczonego życiem trzydziestopięciolatka ... a może oba? Swoją drogą, Orellana to najlepszy przykład na to, że da się w życiu wiele osiągnąć płynąc z prądem...
A jako tę wisienkę na torcie na koniec dodam, że Gonzalo na żarcie się nie doczekał i już po szesnastu miesiącach czekania wrócił z powrotem do Quito w skromnym towarzystwie ośmiu białych companeros de arma, którzy zdołali przeżyć. A cała historia dokładnie się zachowała tylko dlatego, że z Franciszkiem płynął dominikanin Gaspar de Carvajal...i on jedyny umiał pisać...

Dwie dziurki w nosie i skończyłosię...

piątek, 9 grudnia 2011

Ta jedna scena...

...na ulicy w Salamance jest moim zdaniem esencją tutejszej filozofii życia. Nic się nie liczy, jak idziemy do baru...jak w barze jest już za mało miejsca, to nawet ruch kołowy na ulicy nam nie przeszkodzi...kierowcy to zrozumieją, bo siedzą w tym barze.



niedziela, 4 grudnia 2011

Co łaska...

Fotografia nie jest za dobra, jakby to powiedział Simon .... "masz kłopoty z front focusem"...ale zrobiona jest telefonem komórkowym i nie o jakość tu chodzi.

Limosna to jałmużna, skrzynka na jałmużnę oryginalna, wszak ciężko odmówić ofiary takiemu spojrzeniu...ale najciekawsza jest ta metalowa obręcz na wysokości kolan i ogromna kłódka...
Obecność obręczy i kłódki na skrzynce z forsą w kościele świadczy o tym, że wszyscy miewamy wątpliwości...


czwartek, 1 grudnia 2011

Maczek...

Wcale nie czerwony...w Polsce kryminał, w Portugalii element krajobrazu...