Są dni i noce, które warto wspominać. Dzisiaj Sylwester, więc wyjątkowa to noc, być może do wspominania.
Długo się zastanawiałem co wrzucić...i przypomniałem sobie o pewnej nocy sprzed pół roku dokładnie, bo z końca czerwca...Sewilla, północ, a może już po...nie pamiętam...wracaliśmy po całym dniu zwiedzania i po całym wieczorze maratonu barowego (vino, tapas y flamenco). Idąc przez przez Calle San Fernando od strony Puerta de Jerez i Archivo de Indias na wysokości Uniwersytetu usłyszeliśmy...no nie uwierzycie...Chaczaturiana... Ja owszem nie ukrywam, piłem, owszem piłem, ale mało, bo z dzieckiem byłem...ale się przez sekundę głęboko nad sobą zastanowiłem...no bo Sevilla, owszem, a tu w uszach Walc z Maskarady (może lepiej niż Taniec z Szablami...)...jak dotarliśmy do przystanku tramwajowego poczułem się jeszcze gorzej...bo na przystanku na pianinie grała, koncertowo ubrana, pianistka...rozumiem białe myszki...ale pianistka w krwawoczerwonej sukni i kapeluszu...? Uratowało mnie jak to w takich historiach bywa dziecko...kochany Staś, który zapytał: A dlaczego ta pani gra na przystanku? Poczułem się od razu zdrowszy i nawet nieco eufotyczny, bo przecież dziecko nie piło wina tylko coca-colę (czort znajet co gorsze...), więc TA KOBIETA NA PRAWDĘ TAM JEST I GRA! I na prawdę to jest Walc z Maskarady! I coraz więcej ludzi się zebrało i nawet najskąpsi coś wrzucili do koszyczka "rowerka" i...
... i słuchali...
Długo się zastanawiałem co wrzucić...i przypomniałem sobie o pewnej nocy sprzed pół roku dokładnie, bo z końca czerwca...Sewilla, północ, a może już po...nie pamiętam...wracaliśmy po całym dniu zwiedzania i po całym wieczorze maratonu barowego (vino, tapas y flamenco). Idąc przez przez Calle San Fernando od strony Puerta de Jerez i Archivo de Indias na wysokości Uniwersytetu usłyszeliśmy...no nie uwierzycie...Chaczaturiana... Ja owszem nie ukrywam, piłem, owszem piłem, ale mało, bo z dzieckiem byłem...ale się przez sekundę głęboko nad sobą zastanowiłem...no bo Sevilla, owszem, a tu w uszach Walc z Maskarady (może lepiej niż Taniec z Szablami...)...jak dotarliśmy do przystanku tramwajowego poczułem się jeszcze gorzej...bo na przystanku na pianinie grała, koncertowo ubrana, pianistka...rozumiem białe myszki...ale pianistka w krwawoczerwonej sukni i kapeluszu...? Uratowało mnie jak to w takich historiach bywa dziecko...kochany Staś, który zapytał: A dlaczego ta pani gra na przystanku? Poczułem się od razu zdrowszy i nawet nieco eufotyczny, bo przecież dziecko nie piło wina tylko coca-colę (czort znajet co gorsze...), więc TA KOBIETA NA PRAWDĘ TAM JEST I GRA! I na prawdę to jest Walc z Maskarady! I coraz więcej ludzi się zebrało i nawet najskąpsi coś wrzucili do koszyczka "rowerka" i...
... i słuchali...
...słuchali...
...słuchali...
...zasilali pieniężnie "rowerek"...
...a czerwonopłomienna pianistka grała....
...grała...
nawet kiedy tramwaj przyjechał, nie przestała...
...do tramwaju i tak nikt nie wsiadł, chociaż był ostatni...a jak odjechał
...to myśmy dalej słuchali i słuchali...i na koniec poszliśmy do domu pieszo. A motorniczemu musiało być na pewno żal, że ma się trzymać rozkładu jazdy...
Udanego Sylwestra wszystkim życzę!
I...uważajcie z nadmiarem coca-coli...
KONIEC...ROKU :-)
Udanego Sylwestra wszystkim życzę!
I...uważajcie z nadmiarem coca-coli...
KONIEC...ROKU :-)