sobota, 10 grudnia 2011

Francisco...

de Orellana, a właściwie Francisco de Orellana Bejarano Pizarro y Torres de Altamirano krewny innego Francisca - Pizarro, zdobywcy Peru. Karierę zaczął wcześnie, bo do Indii Zachodnich popłynął już w 1527 czyli mając 16 lat. Z początku próbował sił na terenach dzisiejszej Nikaragui, ale w 1535 zwabiony opowieściami o złocie Inków przyłączył się do Pizarra. W jednej z bitew stracił oko.
W 1541 pod wodzą Gonzalo Pizarro, młodszego brata Francisca wyruszył przez Andy szukać legendarnego EL DORADO - złotej krainy, która od zawsze rozpalała wyobraźnie biednych Hiszpanów z Extramadury. Co ciekawe Hiszpanie najczęściej piszą, że powodem wyprawy była konieczność zbadania wodnego połączenia wysoko położonego Peru z Oceanem Atlantyckim...nie dodają tylko, że chodziło o możliwość łatwego i szybkiego transportu zrabowanego Inkom złota do Hiszpanii...ale się nie czepiamy szczegółów...jakby nie pisać, chodziło o kasę.
Po przebyciu Andów, odparciu ataków niezliczonych indiańskich plemion, dotarli do amazońskich lasów, jeszcze wtedy nie znanych żadnemu "Grinpisowi " jako amazońskie tylko nazywanych Selva. No i wtedy zaczęły się schody, bo okazało się, że: po pierwsze wdzianko hiszpańskiego konkwistadora nijak do okoliczności nie pasuje (skórzane kaftany, pancerze, hełmy i grube podkute buty....to tak jakby dzisiaj ubrać się w strój do szermierki i spędzić pół roku w saunie), a po drugie rzecz banalna, żarcie się skończyło.
Z Quito wyruszyło 223 żołnierzy w charakterystycznych, półkolistych hełmach, półpancerzach, uzbrojonych w ciężkie arkebuzy oraz 4000 towarzyszących im Indian...do dorzecza rzeki, dzisiaj zwanej Amazonką, dotarło tylko 140 białych i 1000 Indian...znamienne.
I tu dopiero się historia zaczyna....
Człowiek widoczny na tym skromnym pomniku, stojącym przy małym placyku na wprost wejścia do romańskiego kościoła Santa Maria la Mayor (calle Alhamar w Trujillo prowincja Caceres) dostał polecenie zdobycia jedzenia od lokalnych plemion jakoby mieszkających w dole rzeki, o których wspominali indiańscy przewodnicy. 26 grudnia 1541 roku wraz z 57 ludźmi Orellana wsiadł na łodzie i popłynął. Opowieści Indian okazały się prawdziwe i faktycznie w dole rzeki spotkali przyjaźnie nastawione plemiona, które dostarczyły im jedzenia i zapasów (czy dobrowolnie tego nie wiem i czy zapłacili też mi nie wiadomo). Niestety okazało się, że nurt jest zbyt silny, by płynąć w górę rzeki i po kilku nieudanych próbach postanowiono zbudować brygantynę (taka trochę większa łajba) i płynąć z prądem...jak postanowili, tak zrobili...statek nazwali Victoria i płynęli, płynęli zaliczając kolejne przygody, grzebiąc kolejnych companeros aż po ośmiu miesiącach dokładnie, 26 sierpnia 1542 roku zobaczyli Ocean...

I w ten sposób, przez przypadek, jak to w życiu bywa, Franciszek został pierwszym białym, który przepłynął Amazonkę, która to wtedy została nazwana Rio Orellana a Amazonką stała się znacznie później...
I wiele trzeba, żeby zdobyć sławę i zostać sławnym odkrywcą? Wystarczy być leniwym konkwistadorem, któremu się nie chce wiosłować...



Zawsze będąc w Trujillo, miasteczku, w którym się urodził on i wielu innych sławnych konkwistadorów, zachodzę pod pomnik Francisca żeby sobie popatrzeć...i zastanawiam się, czy to twarz mordercy, czy doświadczonego życiem trzydziestopięciolatka ... a może oba? Swoją drogą, Orellana to najlepszy przykład na to, że da się w życiu wiele osiągnąć płynąc z prądem...
A jako tę wisienkę na torcie na koniec dodam, że Gonzalo na żarcie się nie doczekał i już po szesnastu miesiącach czekania wrócił z powrotem do Quito w skromnym towarzystwie ośmiu białych companeros de arma, którzy zdołali przeżyć. A cała historia dokładnie się zachowała tylko dlatego, że z Franciszkiem płynął dominikanin Gaspar de Carvajal...i on jedyny umiał pisać...

Dwie dziurki w nosie i skończyłosię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz